Rozmowa z Gosią Marciniak
FotoKulturalni (FK): Gosiu, jaki byt początek Twojej muzycznej drogi? Co i kiedy spowodowało Twoje podążanie w stronę muzyki?
Małgorzata Marciniak (MM): To nie będzie opowieść niczym z amerykańskiego filmu, historia jest dosyć typowa. Pani przedszkolanka powiedziała rodzicom, że widzi u mnie predyspozycje muzyczne i podsunęła im pomysł szkoty muzycznej. No i tak to się zaczęło!
Wystartowałam ,,na Bydgoską” 1 września i skończyłam z tytułem magistra sztuki naście lat później. A już bardziej na serio, to pamiętam, że za dzieciaka włączałam płytę z symfoniami Mozarta i z wielkim przejęciem dyrygowałam orkiestrą, także coś mnie ewidentnie w stronę muzyki popychało.
FK: A dlaczego wybrałaś właśnie perkusję?
MM: Bo już nie mogłam wytrzymać gry na fortepianie! W ll klasie podstawówki lekcje i ćwiczenie nie sprawiały mi już żadnej przyjemności, były łzy i droga przez mękę. Czułam, że jak niczego nie zmienię, to maksymalnie dotrwam do końca podstawówki i pożegnam się z muzyką na amen. No i przyszło wybawienie, otwierali w szkole nową klasę – klasę perkusji, chciałam spróbować, no i już tak szczęśliwie zostało. Zakochałam się i ten nasz romans trwa już ponad 20 lat.
FK: Czy praca perkusistki jest bardzo czasochłonna? Wymaga dużo ćwiczeń? Ile czasu dziennie poświęcasz graniu, czy ćwiczysz również bez instrumentów — jeśli tak, to w jaki sposób?
MM: Praca każdego muzyka jest bardzo czasochłonna, jest wielopłaszczyznowa, niezwykle barwna i obejmująca szerokie spectrum działań. Mam tu na myśli choćby systematyczne ćwiczenie, koncertowanie, organizowanie działań twórczych, bycie swoim managerem, uczestnictwo w warsztatach, nauczanie. Jako pierwsze wymieniłam ćwiczenie, ponieważ jest ono niezwykle ważne, jest nieodzownym elementem naszej profesji, jest konieczne, jest gwarantem rozwoju i jest momentami nieznośnie czasochłonne… Jeśli chodzi o ćwiczenie bez instrumentu, to zdarza mi się często używać metody ,mental practicing”, czyli pracuje nad tekstem muzycznym. bez instrumentu, trenuje pamięć muzyczną, śpiewam rytmy, jest to bardzo pomocne, zwłaszcza w trasie, bądź na wyjeździe, gdzie dostęp do instrumentów jest mocno ograniczony.
FK: Uczestniczysz w wielu projektach muzycznych, które realizowane są często równolegle, jak sobie radzisz w ich pogodzeniu — ćwiczeniach, nauce?
MM: Bywa ciężko, najlepiej wie o tym mąż, ale to droga, którą świadomie wybrałam i nie wyobrażam sobie robić nic innego. Często jestem myślami w kilku miejscach, rozdarta miedzy teatrem, szkołą i innymi projektami. Wkurzam się, kiedy próba przedłuży się o te 10 min, bo często działam ,na styk”. Ale jakoś udaje mi się to wszystko posklejać, to kwestia dobrej organizacji czasu, a akurat tego uczyli nas od wczesnych lat szkolnych.
Jeśli chodzi o ćwiczenie, to staram się ćwiczyć regularnie, ale instrumentarium jest tak bogate, że nie zawsze wychodzi. Raczej wybieram instrumenty, na których ćwiczę intensywniej w danym czasie, np. same kotły, bo akurat przygotowuje się do przesłuchań orkiestrowych na kotlistę.
FK: Twoja kariera to projekty duże i mniejsze, kameralne oraz występy solowe. Możesz opowiedzieć nad czym obecnie pracujesz?
MM: Jeśli chodzi o projekty duże, to współpracuję na stałe z orkiestrami symfonicznymi w Polsce i w Niemczech. Od 2015 roku jestem perkusistką w Teatrze Muzycznym w Poznaniu, gram na różnych instrumentach perkusyjnych, lecz już mniej klasycznie, a bardziej musicalowo. Z mniejszych zespołów, wraz z wybitnymi muzyczkami współtworzę kwartet Kolęda jest Kobieta, w skład którego wchodzą też: Kasia Pakowska – voc., Joanna Dudkowska – bas, Ola Awtuszewska — wiolonczela. Jestem inicjatorką spotkań muzyczno-literacko-malarskich ,Jas Lis”, bazujących na opowiadaniu poznańskiej dramaturżki Maliny Przeslugi. Od lipca 2022 r. występuję w duecie z mężem, saksofonistą i kompozytorem muzyki – Kuba Marciniakiem, w projekcie Medytacje impresjonistyczne.
FK: Co myślisz o konkursach perkusyjnych? Płyną z nich jakieś korzyści dla artysty?
MM: Konkursy są świetną motywacją do pracy, cały proces przygotowań jest już nagroda, wpływa na rozwój umiejętności, hartuje ducha. Bywają oknem na świat, są furtką do studiów za granicą, przygotowują do dalszej drogi zawodowej – choćby do przesłuchań do orkiestr. Wygrane w konkursie pomagają też w znacznym stopniu w zdobyciu stypendiów artystycznych.
FK: A czy istnieje konkurencja wśród perkusistów w dzisiejszych czasach? Wielu współczesnych perkusistów zespołów nie ma typowego wykształcenia muzycznego — czy w jakiś sposób utrudnia im to granie, zaistnienie?
MM: Konkurencja, była i będzie zawsze, ale to nie tylko wśród muzyków, w innym grupach zawodowych również. Jeśli chodzi o wykształcenie, to w świecie muzyków klasycznych jest ono często przepustką w otrzymaniu zaproszenia na przesłuchania orkiestrowe.
W świecie perkusistów rozrywkowych pewnie nie jest to tak ważne, nie jest przeszkoda, ostatecznie to nie papier gra, tylko człowiek i jego umiejętności.
FK: Zdradź nam prosimy z jakim największym problemem zmierzyłaś się w swojej karierze podczas koncertu, jakimś zdarzeniem, które zaskoczyło, było niespodziewane.
MM: Przypomina mi się historia z Teatru Wielkiego w Poznaniu, kiedy to grając Carmen odpadły mi prawie wszystkie blaszki tamburynu, dodam, ze miało to miejsce na koncercie na scenie, przy sali pełnej ludzi. Jingle odpadły i poturlały się po podłodze z wielkim łomotem a ja stałam zdziwiona jak sowa ale trzeba było grać dalej. Grałam więc na 4 z 40 blaszek. Wyglądało to i brzmiało komicznie. Jeszcze jedna sytuacja, już nie z naszej opery, kiedy okazało się, że koncert jest jednak na 17:00, a nie na 19:00 (śmiech)…
FK: Gra na instrumentach perkusyjnych to jednak w dużej mierze wysiłek fizyczny jak sobie z tym radzisz, zwłaszcza jako kobieta?
MM: Nie narzekam na ten aspekt gry, znam mężczyzn, którzy mają mniej siły niż ja i też sobie jakoś radzą. Myślę, że ciężej jest obalić stereotyp, że perkusiści to głównie faceci, niż nosić te ciężkie graty.
FK: Kto jest dla Ciebie wzorem, inspiracją zawodową?
MM: Jest nim najbliższa memu sercu osoba, czyli mój mąż. Saksofonista, multiinstrumentalista, kompozytor, muzyk wszechstronny, człowiek o wielkim talencie i niespotykanej wyobraźni muzycznej. Świetny muzyk, dobry człowiek i najlepszy na świecie przyjaciel.
FK: Co uważasz za swoje największe osiągnięcie artystyczne?
MM: To, że mi się chce, ze ćwiczę, podnoszę kompetencje, szukam, odkrywam, ze jestem otwarta na nowe, że jestem wciąż ciekawa muzycznego świata. Nie ma nic gorszego, jak muzyk skończony, kompletny, wszystkowiedzący. Sukcesem byłoby dla mnie nie stłamsić tego wewnętrznego dziecka w sobie, najdłużej jak tylko się da. Chciałabym być czynnym muzykiem do późnych babcinych lat.
FK: Jest to jakiś plan na przyszłość, a inne?
MM: Plany na przyszłość… Czerpać z tego, co przyniesie los, oby się do mnie uśmiechał, tak, jak ma to miejsce dotychczas. A muzycznie, pokładam wielkie nadzieje w naszym duecie wibrafonowo – saksofonowym, niech trwa i leci w świat jak najdłużej!
FK: Poza muzyką działasz również społecznie w różnych inicjatywach — na początku lata braliśmy udział w jednej z nich — akurat muzycznej — Spacer muzyczny po Głównej (w którym brali udział również inni muzycy – Twoi znajomi jak i mieszkańcy osiedla) — jednak nie są to tylko takie działania. Czy możesz nam powiedzieć na temat tej działalności coś więcej — czy czujesz potrzebę pomagania, działania dla innych.
MM: Jak najbardziej! Odkryłam, ze daje mi to dużo radości i spełnienia, przenosi w inny wymiar. Duch społecznicy został rozbudzony! Ale ja mam to niesamowite szczęście, że na mojej dzielnicy działa jedyne i niepowtarzalne Centrum Inicjatyw Lokalnych „Fyrtel Główna”. To centrum wszechświata, światło w tunelu, miejsce działań wszelakich. To piękni ludzie, którzy swoją działalnością inspirują i motywują do działania innych. To właśnie dzięki ich merytorycznemu wsparciu i pomocy mogłam zrealizować swoje pomysły. Chciałam im bardzo za to podziękować! Były to nie tylko działania muzyczne, wszystko zaczęło się od sąsiedzkich nasadzeń, potem były sąsiedzkie nasadzenia cz.2, później inicjatywa dla dzieciaków i ostatnio spacer muzyczny zakończony wspólnym stołem, czyli sąsiedzką kolacją. Było to przeżycie, które zostanie ze mną na zawsze, w podwórkach Głównej zabrzmiała muzyka na żywo wykonywana przez lokalsów dla lokalsów. Byty wspólne śpiewy, wzruszenia, poczęstunek i rozmowy do późna. Fyrtel Główna, dziękuję Wam za to!
FK: Bardzo dziękujemy za rozmowę. Na koniec życzenia — niedawno, wiosną z Kubą Marciniakiem obchodziliście pierwszą rocznicę ślubu, tworzycie muzyczne małżeństwo, które stało się zaczątkiem nowych projektów muzycznych — Kuba gra na saksofonie i klarnecie, jest kompozytorem, współtwórcą zespołu Weezdob Collective – gratulujemy Wam, życzymy długich lat pełnych miłości i twórczości artystycznej!
Do zobaczenia i usłyszenia przy okazji koncertów i innych wydarzeń.
Zachęcamy do śledzenia kariery Gosi i Kuby.
Dziękujemy za spotkanie i rozmowę.